Jak pewnie wiecie wyszedł niedawno South Park: The Fractured but Whole. Do edycji nabytej przeze mnie był też kod na The Stick of Truth, więc siłą rozpędu też zagrałem i dzięki temu mam świeże porównanie z - co mogę powiedzieć raczej bez przesady - najlepszą grą na licencji South Parka (spoiler: dalej jest najlepsza).
Co pierwsze rzuciło mi się w oczy to, że w The Fractured but Whole... poprawili nieco grafikę. Przypominam, że to gra na podstawie serialu animowanego i grafika IMHO powinna być taka sama ja w pierwowzorze. Nawet FPS podnieśli z 30 do 60 (albo odblokowali w ogóle, mój monitor i tak więcej nie ogarnia), co w przypadku dwuwymiarowej gry nie ma za bardzo sensu, ale macie przynajmniej jeden powód, żeby przekonać żonę, że wydanie pieniędzy z komunii dziecka na Titan X to była dobra decyzja. Niestety przez to niektóre elementy wydają się jakby z innej bajki. Druga rzecz to, że gra prosi się o pada. Nie dosłownie, ale po parunastu minutach gry czułem, że lepiej by mi się grało na padzie (miałem rację).
Jeśli chodzi o fabułę to raczej wiecie, jakiego humoru się spodziewać. Ogólnie twórcy tej marki produkcje spoza srebrnego ekranu zwykle opierają o pierdy, tak jest i tym razem. I z jakiegoś powodu to działa. Jedynie fragment w strip clubie był taki mało sołtparkowy, ale dalej było wesoło Tak jak w The Stick of Truth motywem przewodnim było fantasy a'la Władca Pierścieni tak tutaj akcja oparta jest o zabawę w superbohaterów. Motyw, który w serialu był ileśtam sezonów temu.
Głównym bohaterem jest znów Nowy, zwany Douchebag/Dekiel. Postać rozwijamy w oparciu o moce superbohaterów, które sobie wybierzemy i artefakty. Ogólnie coś innego niż w poprzedniej części i dobrze, bo poruszanie się w tym samym systemie było by nudne na dłuższą metę szczególnie, że w tej serii na pierwszym miejscu jest humor.
System walki też został kompletnie odmieniony. Teraz mamy cztery postacie w drużynie (wliczając głównego bohatera) i planszę podzieloną na pola. Kto grał w Fallouta, Jagged Alliance albo Final Fantasy Tactics szybko się w tym odnajdzie. Nie jest IMHO ani gorszy, ani lepszy niż w poprzedniej części. Na pewno wymaga mniej refleksu. Do tego postacie na planszy żywo komentują to co się dzieje, dzięki czemu nie robi się zbyt poważnie. Plus moce załamawania czasoprzestrzeni pierdami (najwyraźniej inspirowane Quantum Break), które są kluczowe w trudniejszych walkach.
Pewnie wyczuliście w pierwszy akapicie, że coś tutaj śmierdzi. No, właśnie gra ma swoje problemy. Jeśli chodzi o humor to jest spoko, mam wrażenie, że nieco słabiej niż poprzednio (Giant Fetus Nazi Zombie!), ale jeśli jesteście nieczułymi prymitywami takimi jak ja to powinno Wam się spodobać. Głównym problemem jest to, że w wirtualnym South Parku właściwie nie ma co robić. W The Stick of Truth było trochę ciekawych sidequestów, ale tutaj prawie ich nie ma albo ja jestem głupi i nie umiem ich znaleźć. Głównie zadania w rodzaju zbierz yaoi rozsiane po miasteczku (są też słoiki z memberberries do zebrania, ale memberberries są spoko, więc to na plus), niewiele poza tym.
Ogólnie ujdzie, jak lubicie serial to poczekajcie lepiej na dobrą promocję. Po przezajebistym The Stick of Truth czuję lekkie rozczarowanie.
Co pierwsze rzuciło mi się w oczy to, że w The Fractured but Whole... poprawili nieco grafikę. Przypominam, że to gra na podstawie serialu animowanego i grafika IMHO powinna być taka sama ja w pierwowzorze. Nawet FPS podnieśli z 30 do 60 (albo odblokowali w ogóle, mój monitor i tak więcej nie ogarnia), co w przypadku dwuwymiarowej gry nie ma za bardzo sensu, ale macie przynajmniej jeden powód, żeby przekonać żonę, że wydanie pieniędzy z komunii dziecka na Titan X to była dobra decyzja. Niestety przez to niektóre elementy wydają się jakby z innej bajki. Druga rzecz to, że gra prosi się o pada. Nie dosłownie, ale po parunastu minutach gry czułem, że lepiej by mi się grało na padzie (miałem rację).
Jeśli chodzi o fabułę to raczej wiecie, jakiego humoru się spodziewać. Ogólnie twórcy tej marki produkcje spoza srebrnego ekranu zwykle opierają o pierdy, tak jest i tym razem. I z jakiegoś powodu to działa. Jedynie fragment w strip clubie był taki mało sołtparkowy, ale dalej było wesoło Tak jak w The Stick of Truth motywem przewodnim było fantasy a'la Władca Pierścieni tak tutaj akcja oparta jest o zabawę w superbohaterów. Motyw, który w serialu był ileśtam sezonów temu.
Głównym bohaterem jest znów Nowy, zwany Douchebag/Dekiel. Postać rozwijamy w oparciu o moce superbohaterów, które sobie wybierzemy i artefakty. Ogólnie coś innego niż w poprzedniej części i dobrze, bo poruszanie się w tym samym systemie było by nudne na dłuższą metę szczególnie, że w tej serii na pierwszym miejscu jest humor.
System walki też został kompletnie odmieniony. Teraz mamy cztery postacie w drużynie (wliczając głównego bohatera) i planszę podzieloną na pola. Kto grał w Fallouta, Jagged Alliance albo Final Fantasy Tactics szybko się w tym odnajdzie. Nie jest IMHO ani gorszy, ani lepszy niż w poprzedniej części. Na pewno wymaga mniej refleksu. Do tego postacie na planszy żywo komentują to co się dzieje, dzięki czemu nie robi się zbyt poważnie. Plus moce załamawania czasoprzestrzeni pierdami (najwyraźniej inspirowane Quantum Break), które są kluczowe w trudniejszych walkach.
Pewnie wyczuliście w pierwszy akapicie, że coś tutaj śmierdzi. No, właśnie gra ma swoje problemy. Jeśli chodzi o humor to jest spoko, mam wrażenie, że nieco słabiej niż poprzednio (Giant Fetus Nazi Zombie!), ale jeśli jesteście nieczułymi prymitywami takimi jak ja to powinno Wam się spodobać. Głównym problemem jest to, że w wirtualnym South Parku właściwie nie ma co robić. W The Stick of Truth było trochę ciekawych sidequestów, ale tutaj prawie ich nie ma albo ja jestem głupi i nie umiem ich znaleźć. Głównie zadania w rodzaju zbierz yaoi rozsiane po miasteczku (są też słoiki z memberberries do zebrania, ale memberberries są spoko, więc to na plus), niewiele poza tym.
Ogólnie ujdzie, jak lubicie serial to poczekajcie lepiej na dobrą promocję. Po przezajebistym The Stick of Truth czuję lekkie rozczarowanie.
--