Moim zastępcą jest kobieta, biznesłomen co się patrzy, wykształcona, głowa na karku, wie czego chce, a przy tym nie straciła nic na swojej kobiecości; słowem jest fajna i okej. Poza tym jest bardzo ładna, choć pewnie jakąś miss czegoś tam by nie została.
Ma jednak trochę „odchyłu” feministycznego, czemu potrafi dać wyraz w krótkich, czułych i żołnierskich słówkach (mnie się też kiedyś oberwało).
Zazwyczaj jej stanowiska okupują w innych firmach faceci, z którymi dość często musi „konferować” i tłumaczyć im, że to nasza firma jest od dymania innych firm, nie zaś na odwrót. W takich sytuacjach panowie dość często przyjmują rolę „samców” i próbują traktować ją protekcjonalnie, co bywa uroczo śmieszne.
Ostatnio przyszedł do niej jakiś facet i zaczął coś tam marudzić.
Powiedział:
że ON zna naszego szefa – na co usłyszał, że ona również,
że ON zna Marka J. (czyli mnie) – powiedziała mu, że ona też go zna.
Wreszcie facet rzucił na szalę swe męskie szowinistyczne nastawienie i próbował zacząć coś wspominać o tym, że gdyby miał doczynienie z facetem, to by się dogadał - czego kobieta nie potrafi zrozumieć, bo nie rozumie poważnych zagadnień biznesowych.
Przerwała mu słowami : Proszę Pana, ja skończyłam prawo w Cambridge i ekonomię w Yale, poza tym mam ukończone MBI, jestem biegłym rewidentem i doradcą podatkowym. Posługuję się perfekt angielskim, francuskim i hiszpańskim. Znam też włoski, niemiecki, rosyjski i szwedzki. Na oko jestem od Pana młodsza o dziesięć lat. Na tyle cenią mnie w firmie, że zarabiam kupę pieniędzy i jeżdżę służbowym mercedesem. Jestem ładna, zgrabna, mam udaną rodzinę. A Pan, czym Pan się może pochwalić ?
Wyszedł od niej szybciutko. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie z prośbą o interwencję w jego sprawie. Grzecznie go odesłałem do swojej zastępczyni. Od miesiąca nie dzwoni, nie pisze, jakby zapadł się pod ziemię.
PS. facetowi nic nie zbajerowała.
Ma jednak trochę „odchyłu” feministycznego, czemu potrafi dać wyraz w krótkich, czułych i żołnierskich słówkach (mnie się też kiedyś oberwało).
Zazwyczaj jej stanowiska okupują w innych firmach faceci, z którymi dość często musi „konferować” i tłumaczyć im, że to nasza firma jest od dymania innych firm, nie zaś na odwrót. W takich sytuacjach panowie dość często przyjmują rolę „samców” i próbują traktować ją protekcjonalnie, co bywa uroczo śmieszne.
Ostatnio przyszedł do niej jakiś facet i zaczął coś tam marudzić.
Powiedział:
że ON zna naszego szefa – na co usłyszał, że ona również,
że ON zna Marka J. (czyli mnie) – powiedziała mu, że ona też go zna.
Wreszcie facet rzucił na szalę swe męskie szowinistyczne nastawienie i próbował zacząć coś wspominać o tym, że gdyby miał doczynienie z facetem, to by się dogadał - czego kobieta nie potrafi zrozumieć, bo nie rozumie poważnych zagadnień biznesowych.
Przerwała mu słowami : Proszę Pana, ja skończyłam prawo w Cambridge i ekonomię w Yale, poza tym mam ukończone MBI, jestem biegłym rewidentem i doradcą podatkowym. Posługuję się perfekt angielskim, francuskim i hiszpańskim. Znam też włoski, niemiecki, rosyjski i szwedzki. Na oko jestem od Pana młodsza o dziesięć lat. Na tyle cenią mnie w firmie, że zarabiam kupę pieniędzy i jeżdżę służbowym mercedesem. Jestem ładna, zgrabna, mam udaną rodzinę. A Pan, czym Pan się może pochwalić ?
Wyszedł od niej szybciutko. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie z prośbą o interwencję w jego sprawie. Grzecznie go odesłałem do swojej zastępczyni. Od miesiąca nie dzwoni, nie pisze, jakby zapadł się pod ziemię.
PS. facetowi nic nie zbajerowała.