Miałem dziś załatwienie na krakowskim Prądniku i na jednej tylko ulicy w ciągu kilku minut zobaczyłem dwie akcje, które mnie powaliły.
1. Wjeżdżam w jednokierunkową (Majora) i nagle widzę, że parkingu przy ulicy wyjeżdża sobie Ignis i na wstecznym zasuwa pod prąd. Żeby uniknąć zderzenia uciekłem w dojazd do bloku - we wstecznym zobaczyłem, że jadący za mną samochód schronił się w zatoczce postoju taxi a "mistrz wstecznego" dociągnął aż do skrzyżowania z Dobrego Pastrerza - w sumie jakieś 170-200m.
2. Na końcu ulicy skręcam przed skrętem w lewo przepuszczam na pasach dwójkę pieszych, a potem znowu zatrzymuję, bo przez drogę, w którą skręcam przechodzi (też na pasach) starsza pani. Jadąca za mną kobieta, sygnalizująca skręt w tę samą ulicę nie zwalniając pakuje się na chodnik ociera bokiem o kamienny kosz na śmieci, drugim niemal muskając kończącą przechodzić przez ulicę pieszą (na szczęście ta stanęła) i zatrzymuje na trawiastym skwerku. Wszystko to z zawrotną prędkością max 15 km/h. Po czym błyskawicznie wypada z samochodu i wrzaskiem "Co tu się, kurwa, wyprawia!!!" gna w kierunku omal nie skasowanej przez siebie pieszej. Zatrzymuję się bezpiecznie, wysiadam z samochodu i idę w kierunku pindzi, która wrzeszczy na kobiecinę "Nie widziała pani, że już przez jednych pieszych stawałam!?! Jak pasy są tak blisko to się pozwala samochodom jechać, a nie włazi jak krowa!!!" Podchodzę wiec grzecznie i proponuję, żeby nieporozumienie wyjaśnić z pomocą Policji albo Straży Miejskiej. Ta propozycja trochę panią otrzeźwia - baka coś o braku czasu na pierdoły i idzie do samochodu.
W przyszłym tygodniu czeka mnie jeszcze kilka wizyt w tym miejscu, ale chyba już nic mnie nie zaskoczy..