Libertarianizm dla Kowalskich

„All we have to see is that I don't belong to you and you don't belong to me”

Kto zapewni NAP?

24 sierpnia 2017
Neovigo:
Problem, jaki często się pojawia w dyskusjach z ludźmi, którzy libertarianizm rozumieją, ale w niego nie wierzą, jest następujący: do obrony zasady nr 2 potrzebna jest Idealna Policja.
Czymś, czego nienawidzę w prawie i w działaniach Policji, jest prewencja. Zabranianie używania narkotyków czy wyrywkowe kontrole trzeźwości na drogach uważam za złe. Walkę z tzw. "Mową nienawiści" uważam za bezzasadną. Karanie za samo "nakłanianie do czynu zabronionego" uważam za niesprawiedliwe.

Automatycznie w takich sytuacjach pojawia się zniecierpliwienie i argument brzmiący: ciekawe co powiesz, kiedy narkoman wsadzi Ci nóż pod żebro, pijak przejedzie Twoją córkę, et cetera, et cetera, et cetera.
Odpowiedź, że TRUDNO, bo wtedy agresor odpowie za przemoc, jest niewystarczająca dla drugiej strony. Powód zawsze ten sam: nikt zdrowia/życia nie zwróci, ponadto nie ma gwarancji, że agresor zostanie złapany, wina udowodniona itd.

Jak taką retorykę odbijać? Wydaje się że jedynym rozwiązaniem jest właśnie Idealna Policja, która chwyci nożownika za rękę tuż po nakłuciu naskórka (lub wydobyciu noża, to już liczyłoby się za groźbę). Tego typu akcje to jednak fantastyka naukowa z Raportu Mniejszości. Dodatkowo pojawia się problem korupcji, nieudolności, opieszałości funkcjonariuszy. Standardowo sugerowane rozwiązanie to wynajęcie prywatnego ochroniarza, ale czy da się to obronić, wykazać, że to lepsze niż prewencja i obecny stan prawny?

Wiem, nie jest to dokładnie to pytanie, co w tytule, ale wątpliwości sprowadzają się w sumie do tego.

Na początek uporządkujmy kilka spraw: Idealna Policja nie łapie posiadaczy narkotyków dlatego, że tak chce, tylko dlatego, że ustawodawca jej kazał. Idealny Policjant nie gnoi obywatela poza granicami prawa. Jeśli dyskutant uważa inaczej, to znaczy, że wyznaje dosyć specyficzną odmianę totalitarnego zamordyzmu, w którym nikt – nawet rządzący! – nie ma kontroli nad policjantem (a w praktyce nad każdym odpowiednio uzbrojonym i sprawnym osobnikiem). To by była po prostu anarchia bez zasad, nawet nie prawo dżungli, bo trudno zdefiniować silniejszego. Pierwszym krokiem jest uświadomienie kogoś takiego, co tak naprawdę popiera, jeśli się z tego nie wycofa, cóż – nawracanie go na libertarianizm jest stratą czasu i trzeba go tylko punktować, gdzie popadnie, żeby nie zaraził niezdecydowanych nielibertarian.

Druga sprawa: na poziomie retoryki obrona libertarianizmu powinna bronić tezy, że jest to ustrój lepszy od innych możliwych do zaistnienia ustrojów. Libertarianizmu nie trzeba przeciwstawiać utopiom – a tym jest Idealna Policja, która nie funkcjonuje i nie będzie nigdy funkcjonować w żadnym państwie świata.

I tu dochodzimy do clou: policję tworzą ludzie. W libertarianizmie jej odpowiednikiem będzie PAO (odsyłam do słowniczka z boku bloga), ewentualnie państwowa policja (są libertarianie minarchiści, którzy nie odrzucają całości koncepcji państwa, zostawiając miejsce m. in. na policję!), ale najpiękniejsze jest to, że w takim ładzie każdy ma prawo być policjantem. Prawo zatrzymania złodzieja w ustroju libertariańskim nie zależy od tego, czy jesteś zatrudniony jako policjant lub jako ochroniarz, ponieważ na agresję masz prawo odpowiedzieć przemocą, kropka. Oczywiście nie wolno Ci przesadzać, np. nie wolno Ci zabić kogoś za kradzież złotówki. O tym, co jest przesadą, a co nie, będą decydować sądy (zapewne arbitrażowe), a nie doktryna, która ma wytyczać ogólny kierunek (i w tej kwestii wytycza, ale to kwestia nie na tę notkę), zamiast precyzyjnie układać ludzkie życie jak puzzle. Nie po to jest ona wolnościowa.

Co więcej: agresją jest również groźba użycia przemocy. Nie musisz czekać, aż nożownik kogoś zrani, możesz soczystym kopniakiem albo strzałem w przedramię rozbroić go, zanim do tego dojdzie. Znów – to, co jest realną groźbą, ustalą sądy. Początki będą zapewne trudne i pochłoną trochę ofiar, ale z czasem wyklarują się uzusy i konsensusy (lokalne! – dzięki czemu będzie można wybrać sobie taką wersję libertarianizmu, jaka nam odpowiada, i osiedlić się w odpowiednim miejscu, bo zasięg działania takiego konsensusu będzie pewnie ograniczony do obszaru wielkości dzisiejszej dużej wsi). Uzusy będą działać, ponieważ libertarianie zasadniczo cenią sobie prawo precedensu (na przykład: jeśli Kowalski ma u siebie składowisko śmieci, przez co na sąsiedniej posesji Nowaka śmierdzi i Nowak przychodzi na to poskarżyć się do libertariańskiego sądu arbitrażowego, to pierwszą rzeczą, jaką sprawdzi ten sąd, będzie to, kto był pierwszy – czy dane miejsce zostało wcześniej określone jako normalne miejsce zamieszkania wolne od immisji czy jako sąsiedztwo wysypiska śmieci – wychodząc z słusznego założenia, że ten, kto przybył drugi, osiedlając się wyraził niejako zgodę na zastane warunki początkowe).

Prewencja więc, jak widać, będzie. Oczywiście: nie antynarkotykowa czy antynikotynowa, bo ćpanie nie jest agresją (zażywając narkotyki nie inicjuję wobec Ciebie przemocy ani tym nie grożę). Zwolennikom takiej prewencji nie trzeba zresztą odpowiadać po libertariańsku, bo czasem wystarczą „zwykłe” środki: równie dobrze jadący samochód mi zagraża. I co? Zabawna rzecz, swoją drogą: ludzie lubią porównywać to do broni palnej i uzasadniać tym obecny stan prawny, zupełnie zapominając, że bez prawa jazdy nie wolno mi wprawdzie jeździć samochodem po drogach (publicznych!), ale wolno mi go kupić, posiadać, a nawet używać na prywatnej posesji. To też warto poruszyć, bo może przy okazji uda się jakiegoś nielibertariańskiego zwolennika prewencji przekonać jeśli nie do libertarianizmu, to chociaż do swobody kupowania i posiadania broni palnej przez osoby dorosłe.

Wracając do meritum: kluczem są libertarianie. Warunkiem koniecznym (i, być może, wystarczającym) zaistnienia libertariańskiego ustroju jest libertariańskie społeczeństwo: odpowiednio duża, silna i wiedząca o swojej wielkości i sile grupa ludzi zamieszkująca wspólne terytorium i przekonana o słuszności libertarianizmu jako ustroju. A wówczas oni sami zadbają o to, żeby nie zalęgła się między nimi i nie zaowocowała agresja – przynajmniej dopóki będą większością. I NAP będzie dbał o siebie „sam”. Nie jest też tak, że korzystać z niego będą tylko ci, których na to stać: dla libertarianina stratą jest bezkarne pobicie sąsiada przez osobę trzecią, ponieważ to zmienia na nielibertariański ustrój miejsca, w którym on rezyduje, dlatego bardzo prawdopodobne jest zaistnienie ochotniczych PAO albo PAO opłacanych przez lokalną społeczność akceptującą efekt gapowicza.

Niekiedy NAP celowo nie będzie o siebie dbał! Jeśli ktoś będzie ewidentnie „trollował” ustrój (np. wykupi pas ziemi o szerokości jednego centymetra dookoła posesji sąsiada i postanowi, wykorzystując prawo własności, zamorzyć go głodem – co zdaniem części libertarian łamie NAP, ale zdaniem innych nie), to ryzykuje tym, że jeśli lokalna społeczność się z tym nie pogodzi, to jego prawo własności będzie notorycznie naruszane, czego sam nie zwalczy z uwagi na przewagę rywala, a żadne PAO nie zechce przyjąć zlecenia na ochronę tego pasa ziemi. Nie istnieje zaś nieagresywny sposób zmuszenia PAO do przyjmowania zleceń, nawet zleceń naprawy łamanego NAP. Nawet w imię ochrony ofiary agresji nie wolno nikogo przemocą zmuszać do interwencji (poza sprawcą agresji, bo wtedy nie jest to przemoc inicjowana tylko odpowiedź). Może też narazić się na ostracyzm (np. nikt nie będzie z nim zawierał umów na dostawę żywności) i zostać banitą pod groźbą doświadczenia tego, co chciał zgotować sąsiadowi, tylko za pomocą innych (wciąż nieagresywnych!) metod.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Słowniczek:

    Agresja – zainicjowana wobec własności (w tym: ciała) innej osoby przemoc fizyczna, groźba jej użycia lub oszustwo.

    NAP – Non-Aggression Principle = zasada nieagresji. Mówi ona, że agresja jest niedopuszczalna. Naczelna zasada libertarianizmu. Nie jest to aksjomat, bo można ją wywieść z samoposiadania i z definicji własności, ale jest bardzo wygodna jako punkt odniesienia.

    PAO – pl.: Prywatna Agencja Ochrony, en.: Pay And Observe. Prywatny odpowiednik policji i agencji ochrony w jednym, działający ochotniczo lub opłacany przez lokalną społeczność, jednostkę lub grupę ludzi.

    Samoposiadanie – inaczej samowłasność. Zasada, że każda osoba jest wyłącznym właścicielem siebie i swojego ciała. Fundament ideologiczny libertarianizmu.

  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu pietshaq
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi