Stał przed kioskiem rozglądając się chwilkę, zanim wszedł. Czekał, aż wyjdzie ostatni klient. Pomimo wysokiej temperatury miał na sobie bluzę, kaptur na głowie, czapeczkę z daszkiem, ciemne okulary. Podszedł do mnie nerwowo rozglądając się w poszukiwaniu kamer i wręczył mi karteczkę. Włączyła mi się czerwona lampka, która zgasła zaraz po przeczytaniu zdania: "Czy jesteś jedną z nich?" Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale ruchem ręki i sykiem pokazał mi, że mam odpowiedź napisać. "Nie" - napisałam. Kimkolwiek są "oni". Zaczynam się dobrze bawić. Wtedy typ się odezwał:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Co dla pana? - staram się być poważna.
- Lotto. Zaraz pani dam.
Z jednej czarnej reklamówki wyjął kolejną, a z niej czarny worek, jak na śmieci. Z niego z kolei wyciągnął kopertę z blankietem. Podał mi go zakreśleniami do dołu. Nie śmiałam spojrzeć, jakie liczby zakreślił! Wrzuciłam do lottomatu, podałam blankiet i kupon, zgarnęłam z bilonownicy 3 zł i zobaczyłam, jak typ... zjada blankiet. Kupon schował w kopertę, kopertę w worek, worek w reklamówkę, a tę w kolejną reklamówkę i wyszedł szybkim krokiem przeżuwając przy tym papier.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą