Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...
KOMANDOS
Było to gdzieś pod koniec podstawówki, mroźny styczeń. Po lekcjach "męska" część klasy wychodziła przed szkołę i zaspokajała swój instynkt wojenny organizując bitwy na śnieżki. Dzieliliśmy się na dwie drużyny - jedna dzielnie się broniła siedząc w okopie (czytaj: rowie), a druga zajmowała teren chodnika po drugiej stronie ulicy, mając drzewa za naturalną osłonę. Zabawa ta wciągała nas nawet na długie godziny. Kończyliśmy, kiedy było nam już zbyt zimno, lub się ściemniało.
Pamiętnego dnia zostałem w końcu przydzielony do drużyny broniącej się w okopie. Jako że fascynowałem się wtedy militariami, filmami, grami wojennymi itp. byłem wprost wniebowzięty. Aby jak najlepiej wczuć się w klimat bitwy zachowywałem się jak prawdziwy komandos - rzucałem się na ziemię, aby uchronić się przed gradem nadlatujących kul. Podczas jednego z takich celowych upadków w śnieg, poczułem, że uderzyłem o coś kolanem. Trochę byłem zdziwiony - dlaczego po zwykłym zderzeniu z ziemią, odczuwam taki ból? Wstałem i zacząłem skakać, krzycząc i trzymając się za nogę. Kolega obok na darmo prosił, abym się zamknął, aż w końcu uciszył mnie strzałem śnieżką centralnie w twarz, z odległości 1 metra.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą