Poniedziałkowy poranek. Jak co tydzień, po weekendowych szaleństwach głowa ci pęka i myślisz co by tu zrobić by jej nie odrywać od poduszki. Zaczynasz intensywnie kombinować jakby tu wytłumaczyć szefowi, że nie możesz dzisiaj przyjść do pracy. I nagle okazuje się, że pomimo ogromnego kaca jesteś w stanie podać wiele wiarygodnych powodów, np.:
Nie mogę dzisiaj przyjść do pracy, ponieważ:
Będę śledził i gnębił swojego poprzedniego szefa. Bydlak wyrzucił mnie za nieprzychodzenie do pracy.
Moja teściowa wróciła. Muszę więc podstępem zapędzić ją z powrotem do trumny i przebić jej serce kołkiem. Jeden dzień powinien mi wystarczyć.
Jeżeli nie zrobi to Panu różnicy, muszę zostać w domu, bo głosy w mojej głowie kazały mi wyczyścić dzisiaj całą moją broń.
Właśnie odkryłem, że kiedy się urodziłem, zamieniono mnie z cudzym dzieckiem. Nie pójdę do pracy, bo moje CV się nie zgadza.
Pies zeżarł mi kluczyki do samochodu. Musimy pojechać autostopem do weterynarza.
Mimo ośmiu godzin snu - nie wytrzeźwiałem.
Po drodze do pracy zabrakło mi benzyny. Musiałem pchać samochód do stacji, ale nabawiłem się przepukliny i pojechałem prosto do lekarza.
Wymieniają chodnik przed moim domem. Nie mogę wyjść, bo przed drzwiami mam dwumetrową dziurę.
Mój doradca duchowy powiedział, że praca jest dobra dla idiotów.
Zaistniała trudna sytuacja rodzinna. Nie mogę jej opisać, bo życie osób postronnych byłoby zagrożone.
Dzisiaj rano pomyliłem się i popiłem Prozac środkiem na przeczyszczenie. Nie mogę wyjść z toalety i bardzo mi z tym dobrze.
Przechodzę z kalendarza Juliańskiego na Gregoriański.
Nie mogę wyjść z mieszkania bo właśnie ukrywam się przed moim poprzednim szefem, który dobija się do drzwi próbując się dowiedzieć dlaczego od kilku tygodni nie przychodzę do pracy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą